Pechowy piątek
Dzisiaj nerwowo, chociaż nie tak bardzo, bo emocje zeszły, aczkolwiek dalej czuję, że coś tu nie halo!
Wczoraj musiałam odebrać chłopaków ze żłobka po godzinie 13, tak, żeby zdążyć na bilans dwulatka Tymka.
Jak zawsze idę najpierw po Tymcia. Pani poszła go obudzić, ale i tak wesoły wpadł mi w ramiona. :)
Chciałam dowiedzieć się co z tymi pieluchami i wysadzaniem dzieciaków. Jak się dowiedziałam wysadzają od września (terefere, we wrześniu mówiły, że dopiero będą). Potem pytam jak to się ma do mojego odpieluchowania, bo mały ma już dwa lata i przecież czas najwyższy (a przecież zanim poszedł do żłobka pieluch się prawie pozbyliśmy!). Oto co usłyszałam: "Może pani w domu oduczać, ale tutaj i tak będziemy zakładać pieluchę. Przecież jak się wysika czy zrobi kupę na dywanie to nie przyjdzie pani posprzątać?! Poza tym Tymek robi 3 kupy dziennie i nie ma to sensu". Ja się pytam: jak to nie ma sensu? To ma chodzić z pieluchą do osiemnastki, bo ma szybką przemianę materii?!
No i co mam teraz zrobić? Odpieluchować w domu (przez te całe 3-4h dziennie od powrotu do spania), a potem postawić przed faktem dokonanym z jedną pieluchą w ręku tylko na drzemkę?
A może iść do dyrektorki? Opiekunka powiedziała, że teraz wysadzają dzieci, ale one i tak robią w pieluchę.
Druga sprawa mniej przyjemna i ona skończy się raczej na pewno u dyrektorki. Czekając pod salą Emilka, aż opiekunka go przyniesie usłyszałam przeklinające miedzy sobą panie. No kurde, jednego dnia tak mocno zniszczyć całą opinię o tym żłobku jaką miałam? Domyślam się, że nie sądziły, że ktoś tak wcześnie przyjdzie po dzieci i sobie pozwoliły. :/
Potem już pojechałam z Tymkiem na bilans. raz już byliśmy, ale pediatra nas olała i sprawdziła tylko przepuklinę. A ja chcę dokładnego bilansu, mam do niego chyba prawo? Bez problemu umówiłam się do drugiej pani, czekałam prawie dwa tygodnie.
Bilans umówiony na godzinę 14 ( w mojej przychodni umawia się wizyty na godzinę i jak najbardziej się tego przestrzega). Najpierw pani doktor się spóźniła. Potem siedziała 20 minut w aucie gadając przez telefon, a potem poszła do gabinetu i tam z kimś rozmawiała. Czekaliśmy 45 minut. Tymek wyprawiał tam cuda, każdy widział, że się niecierpliwi (w końcu to małe dziecko, ile można?). Zdenerwowana poszłam z nim do domu, mówiąc ile czekam i że mały ma już dość.
Z całego bilansu wiem tyle, że Tymek waży koło 11kg (11,300 w ubraniu).
Niech mi ktoś coś doradzi, jakieś ciepłe słowo napisze, bo przecież padło wszystko o czym miałam dobrą opinię. :(
Wczoraj musiałam odebrać chłopaków ze żłobka po godzinie 13, tak, żeby zdążyć na bilans dwulatka Tymka.
Jak zawsze idę najpierw po Tymcia. Pani poszła go obudzić, ale i tak wesoły wpadł mi w ramiona. :)
Chciałam dowiedzieć się co z tymi pieluchami i wysadzaniem dzieciaków. Jak się dowiedziałam wysadzają od września (terefere, we wrześniu mówiły, że dopiero będą). Potem pytam jak to się ma do mojego odpieluchowania, bo mały ma już dwa lata i przecież czas najwyższy (a przecież zanim poszedł do żłobka pieluch się prawie pozbyliśmy!). Oto co usłyszałam: "Może pani w domu oduczać, ale tutaj i tak będziemy zakładać pieluchę. Przecież jak się wysika czy zrobi kupę na dywanie to nie przyjdzie pani posprzątać?! Poza tym Tymek robi 3 kupy dziennie i nie ma to sensu". Ja się pytam: jak to nie ma sensu? To ma chodzić z pieluchą do osiemnastki, bo ma szybką przemianę materii?!
No i co mam teraz zrobić? Odpieluchować w domu (przez te całe 3-4h dziennie od powrotu do spania), a potem postawić przed faktem dokonanym z jedną pieluchą w ręku tylko na drzemkę?
A może iść do dyrektorki? Opiekunka powiedziała, że teraz wysadzają dzieci, ale one i tak robią w pieluchę.
Druga sprawa mniej przyjemna i ona skończy się raczej na pewno u dyrektorki. Czekając pod salą Emilka, aż opiekunka go przyniesie usłyszałam przeklinające miedzy sobą panie. No kurde, jednego dnia tak mocno zniszczyć całą opinię o tym żłobku jaką miałam? Domyślam się, że nie sądziły, że ktoś tak wcześnie przyjdzie po dzieci i sobie pozwoliły. :/
Potem już pojechałam z Tymkiem na bilans. raz już byliśmy, ale pediatra nas olała i sprawdziła tylko przepuklinę. A ja chcę dokładnego bilansu, mam do niego chyba prawo? Bez problemu umówiłam się do drugiej pani, czekałam prawie dwa tygodnie.
Bilans umówiony na godzinę 14 ( w mojej przychodni umawia się wizyty na godzinę i jak najbardziej się tego przestrzega). Najpierw pani doktor się spóźniła. Potem siedziała 20 minut w aucie gadając przez telefon, a potem poszła do gabinetu i tam z kimś rozmawiała. Czekaliśmy 45 minut. Tymek wyprawiał tam cuda, każdy widział, że się niecierpliwi (w końcu to małe dziecko, ile można?). Zdenerwowana poszłam z nim do domu, mówiąc ile czekam i że mały ma już dość.
Z całego bilansu wiem tyle, że Tymek waży koło 11kg (11,300 w ubraniu).
Niech mi ktoś coś doradzi, jakieś ciepłe słowo napisze, bo przecież padło wszystko o czym miałam dobrą opinię. :(
buuuuu doradzić mi ciężko bo to jeszcze nie mój etap rozwojowy;) ale tak po ludzku Kochana - no są kurna i takie dni, daj sobie chwilę spokoju, nie katuj się i spędź miłą rodzinną niedzielę a z towarzystwem przedszkolnym rozprawisz się w pn! z tym bilansem to moja Sis też tak miała - wiesz to chyba trzeba interweniować u dyrekcji placówki bo jaja sobie z tych bilansów robią i tyle. w każdym razie siły i spokoju! will be ok!
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, jak to "i tak będą mu zakładały pieluchę"???
OdpowiedzUsuńSkoro matka mówi, że dziecko ma chodzić bez pieluchy, to tak powinno być. U nas ponad połowa grupy chodzi w majteczkach i po prostu jak chce im się na nocnik to sygnalizują opiekunkom. Nawet jak się zsikają w majtki, nie ma z tym problemu, panie przebierają w świeże ciuszki i po sprawie. Nigdy nie słyszałam jakiś głupich pretensji, że dziecko ubrudziło dywan, czy innych pierdół. Dodatkowo, te dzieci które są w trakcie oduczania od pieluch są wysadzane co dwie godziny, więc ja na Twoim miejscu zrobiłabym tam niezłe zamieszanie. Żłobek powinien współpracować z rodzicami, bo dzieciaki spędzają tam ponad pół dnia.
Skoro ja idąc na zebranie, słyszę od dyrektorki żłobka, że dziecko w tym roku będzie uczone kolorów, samodzielnego ubierania i rozbierania się, to jest to dla mnie jednoznaczne, że również muszę wprowadzić takie nauki w domu, aby te ze żłobka nie szły na marne. To działa w dwie strony! także wybrałabym się na Twoim miejscu do dyrektorki i zapytała jak ona to dalej widzi.
Co do przychodni, to się nie przejmuj. U nas też są wizyty na konkretne godziny, a i tak czekam zawsze do usranej śmierci :)
W przychodni olali nas drugi raz, zawsze czekamy góra 5 minut. Bardziej chodzi mi o to, że byliśmy tam sami, a i tak musieliśmy czekać aż lekarka wygada się przez ponad pół godziny :/
UsuńNo dokładnie tak samo myślę ze żłobkiem. Spali na leżaczkach, jedli przy stolikach - to samo zrobiłam w domu, żeby to miało ręce i nogi. Tymek jest najstarszy w grupie, są tam dzieci od roku do dwóch lat, rozumiem, że nie wszystkie są gotowe do odpieluchowania, ale skoro i tak wysadzają to w czym rzecz? :/ Eh...
Jak dla mnie to porazka na całej linii no niestety :/
OdpowiedzUsuńCzasem spotykaja nas takie nieprzyjemności, ale masz jakis wybór?
Uch, nie za bardzo wiem jak tu pocieszyc... :(
OdpowiedzUsuńU nas zawsze czekamy u lekarza z dziecmi 30-40 minut, najpierw w poczekalni, potem w gabinecie, wiec przynajmniej jestem na to nastawiona. Za to jak robia bilans to porzadnie, zwaza i zmierza dzieciaki ze wszystkich stron, zapytaja o rozwoj, itd.
Co do zlobka, to panie widze nie tylko w kulki sobie leca, ale i sa bezczelne! Co to znaczy, ze Ty mialabys posprzatac jakby Tymus narobil na dywan, co to w ogole za odzywka??? Wiadomo, ze dziecko uczace sie korzystania z toalety bedzie mialo wypadek od czasu do czasu, a panie sa wlasnie od tego, zeby je umyc i przebrac. A wysadzanie dzieci ale jednoczesne zakladanie im pieluchy calkowicie mija sie z celem... I co innego gdyby nic o tym nie mowily, ale skoro mamia rodzicow obietnicami, to niech sie teraz z nich wywiazuja. Wychowawczynie w zlobku chlopcow widze we wszystkim ida po najlzejszej lini oporu. Przykre to i rzeczywiscie przyda sie rozmowa z dyrektorka. Chyba, ze wszystko dzieje sie za jej cichym przyzwoleniem... :(
Z jednej strony tak, ale z drugiej... on tam chodzi z radością, przybija z paniami piątki, nawet się z nami nie żegna. Robi im "papa" jak wychodzi. Chwalą go, że jest bardzo grzeczny. Łapie nowe słówka, rozwija się i robi się taaaki fajniusi!
UsuńCiezka sprawa... Jak cos powiesz to moze sie to odbic na dziecku... Niby nie powinno, ale wiem od matki - przedszkolanki, ze jesli rodzic "podpadnie" to niechec przechodzi na dziecko... Z drugiej strony jednak zachowanie pan jest szokujace, a tylko dyrektorka ma na nie jakikolwiek wplyw...
UsuńZdawałam sobie sprawę z naszej rzeczywistości, ale tym wszystkim mnie przeraziłaś.
OdpowiedzUsuńMnie temat 'odpieluchowywania' będzie dotyczył dopiero za jakiś czas. Znam jednak zmagania szwagra i radość z przestawienia na nocnik;) Jest to też duża oszczędność.
OdpowiedzUsuń