Znajomi w życiu rodzinnym
Kiedy zaszłam w ciążę miałam znajomych z którymi spotykałam się w miarę na bieżąco. Byli oni bliżsi memu sercu, byli też tacy trochę dalsi.
Co się stało, kiedy na świecie pojawił się Tymek? Coś co teraz mogę przewidzieć zaciążonym koleżankom, w większości.
Znajomi, którzy dzieci nie posiadają, zaczynają powoli coraz mniej się odzywać. Z góry zakładają, że przecież na pewno nie mamy czasu. Wprawdzie nie zapytają czy tak rzeczywiście jest, ale jest to ich standardowa wymówka, kiedy dojdzie do jakiegoś kontaktu.
Potem pojawia się kwestia osób, które nazywają się przyjaciółmi. Tutaj różnic dużo nie będzie, bo te osoby też z czasem zaczynają się wykruszać. Wtedy się zastanawiam, naprawdę mówiłam o Tobie "przyjaciel"? To gdzie jesteś?
Zmieniają towarzystwo, na to według nich bardziej dostępne, to z którym wyskoczą napić się piwa, albo na takich, którzy wiedzą o nich mniej, mogą zacząć od nowa, założyć maskę.
Jak jest teraz? Mamy grono znajomych, są to osoby mające jedno albo więcej dzieci. Kontakty nawiązaliśmy przeważnie już po tym jak rodzina się nam powiększyła, ale są też osoby z którymi kontakt trzyma się od lat. W momencie, kiedy w ich życiu pojawiło się dziecko, nasze kontakty wkroczyły na wyższy level.
Bardzo sobie tych ludzi cenię. Wiem, że mogę na nich liczyć, nie muszę pilnować, abym to ja się pierwsza odezwała, bo wiem, że jest to bez znaczenia.
Dużo się zmieniło odkąd mamy dzieci. Życie zweryfikowało wiele spraw, Ci co odeszli nie byli warci... nic. Ci co zostali, są prawdziwymi przyjaciółmi.
Powielacie ten schemat? Czy udało Wam się go złamać? :)
Ja czasami żałuje, że ludzie sami wplątują się w te wszystkie stereotypy, bez sprawdzenia czy aby na pewno to wszystko jest prawdą.
Witam :) na wstępie napisze,że uwielbiam Twojego bloga czytać!codziennie tu zaglądam ;) Co do Twojego wpisu to... hmm trafiłam na wspaniałych przyjaciół w życiu:) nie posiadają jeszcze dziecka( ja natomiast mam półtora rocznego synka) i są zawsze przy nas, kiedy tylko jest czas,więc tak co drugi dzień ;) i mogę go zostawić pod ich opieką bez problemu(nawet sami się domgają,tacy kochani) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj! Ciesze się, że się odezwałaś :) Mogę tylko zazdrościć takich znajomych! Miałam taką jedną, ufałam jej, mogłam zostawić dzieci pod opieką, ale z czasem zaczęła nas traktować bardziej jak obcych niż przyjaciół :(
UsuńJa swoich znajomych mogę policzyć na palcach jednej ręki.
OdpowiedzUsuńU mnie listę przyjaciół zweryfikowało porażenie Mateusza...przekonałam się na kogo mogę liczyć i kto tak naprawdę był/jest ze mną.
Niestety to co nas spotkało zweryfikowało też niektóre kontakty rodzinne...
Trochę to przykre, ale co zrobić.
No to u Ciebie już w ogóle wiele świadczy o tych wszystkich "znajomych", a o rodzinie nie wspomnę... Jakby Mati był gorszy :/
UsuńA u nas różnie z tym jest. Parę osób/par się wykruszyło, kilka "już dzieciatych" par odpadło, bo mamy różne podejście do tematu wychowywania... Ale znalazły się też zupełnie nowe rodzinki, które są wspaniałe:)
OdpowiedzUsuńDlatego ja unikam rozmów o wychowaniu, bo każdy rodzic ma swoje podejście, a ja nie chcę nas poróżnić tylko z takiego powodu :)
UsuńA ja myślę, że to pięknie umieć się różnić i nie zrywać przez to kontaktów. Szkoda, że tak niewiele osób to potrafi, w różnych dziedzinach życia, chociaż z tego co zauważyłam-choćby w blogowym świecie-najłatwiej chyba pokłócić się o dzieci :) I podobnie jak Ty raczej nie wdaje się w dyskusję o wychowaniu, karmieniu piersią, rodzicielstwie bliskości bo nie dość, że wychodzi jaka jestem nieidealna, to jeszcze podnieść sobie ciśnienie bardzo łatwo :)
UsuńA znajomi, przyjaciele? Masz rację, zostają Ci prawdziwi, reszta odpada w różnych testach, zostanie to jeden z nich...
Pozdrawiam
Tak jest nie tylko przy dziecku, ja się o tym przekonałam po pójściu do technikum, później na studia i wreszcie po przeprowadzce. Dziecko jak dziecko, ale jak się ludziom 300km nie chce do mnie przejechać. :P
OdpowiedzUsuńTo jest normalne, zawsze tak będzie. Też traciłam znajomych na każdym nowym etapie swojego życia
UsuńJa jestem z "tej drugiej strony"- nie mam dzieci, ale mam bardzo wielu znajomych z dziećmi i uwielbiam się z nimi spotykać. Dla mnie to nie problem, a sama przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńCzyli dzieciaki Ci w niczym nie przeszkadzają? :)
UsuńW niczym mi nie przeszkadzają dzieciaki. Nawet teraz byłam na wyjeździe z samymi małżeństwami z dziećmi i bawiłam się super. :)
UsuńMam podobne spostrzeżenia, choć niekoniecznie dotyczy to pojawienia sie dzieci. Mamy kontakt z tymi co dzieci maja i tymi co ich nie mają i widzimy, jak wiele do życia te dzieci wnoszą i wcale nie przeszkadzają w tych towarzyskich spotkaniach. Teraz my wkroczymy w nową grupę, na nowy poziom, a z nami jeszcze dwie pary znajomych. Zobaczymy jak to się potoczy. Generalnie nie staramy się z nikim żyć "na siłę", a to szybko czas weryfikuje. Szkoda, że ludzie myślą płytko, ale czasami faktycznie nasze drogi jakoś przestają być zbieżne, ludzie sie zmieniają.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że są jeszcze osoby, które nie robią z rodziców"niepełnosprawnych" :)
UsuńWspółczuję Ci takich znajomych. U mnie jest wręcz przeciwnie, wszyscy bardzo fajnie zareagowali na pojawienie się dziecka, nie przeszkadza ono w spotkaniach towarzyskich, w dodatku grono znajomych powiększyło się - o inne mamy, bo siłą rzeczy jak jest się matką to się matki przyciąga.
OdpowiedzUsuńMo, przez pierwsze miesiące było normalnie, jak u Was
OdpowiedzUsuńDla mnie każda relacja zawsze jest dwukierunkowa. Jeśli ktoś nie dzwoni do mnie przez pół roku, a ma pretensje, że ja się nie odzywam to helloł! Ale to w dwie strony działa - sama też nie mogę mieć pretensji, jeśli sama się nie odzywam.
OdpowiedzUsuńPoza tym mam jedną zasadę: nie obarczam ludzi oczekiwaniami zbytnio, bo z doświadczenia wiem, że ludzie po prostu zawodzą. Sama też nie mogę wymagać od moich przyjaciół, żeby to oni się starali, bo ja mam dziecko i nie mam czasu. Jeśli mi zależy na jakiejś relacji to muszę też być zaangażowana, bo to idiotyczne, kiedy wymagałabym od przyjaciół Bóg wie czego, a sama robiła niewiele.
Z resztą - ja ogólnie więcej wymagam od siebie, niż od swoich bliskich. I taki układ jest według mnie fair. Moje przyjaciółki mają dziś innych znajomych, związki, swoje rodziny, nie jesteśmy już "papużki nierozłączki", nie uczestniczymy we wszystkich wydarzeniach życiowych, bo coraz ciężej zsynchronizować wiele rzeczy. Nie mam pretensji, że nie wysłały mi życzeń na święta na przykład, czy poszły na imprezę beze mnie, na sylwestra mają inne plany itp. Życie jest dziś inne niż kilka lat temu, relacje również ;)
Gorzej tylko jak Ty dajesz z siebie dużo, mimo tego, że Twoje życie obróciło się o 180st., a przyjaciele nie dają z siebie nic i nagle sobie uświadamiasz, że... nic o nich nie wiesz. Przykre. Ale nie ma się czym przejmować, bo oznacza to tyle, że przyjacielem ta osoba nie była, a na jej miejsce na pewno znajdzie się ktoś kto poza braniem, będzie też dawał
UsuńTrochę późno komentuję, bo ponad pół roku temu napisałaś ten post, ale jakoś tak trafił mi bardzo do serca. U mnie było podobnie, miałam wielu znajomych, ale jakoś po ślubie nasze kontakty trochę osłabły. Jednak najbardziej bolało mnie, gdy okazało się, że jestem w ciąży i "przyjaciele", którzy wcześniej chętnie się ze mną spotykali, nagle zniknęli. Nawet moja najbliższa przyjaciółka, świadkowa na moim ślubie- po informacji o mojej ciąży, przez rok się nie odzywała. Ani ja do niej, bo straciłam cierpliwość. Teraz sama ma dziecko i jak chce się czegoś dowiedzieć, to oczywiście pisze, ale tylko wtedy. Smutne to strasznie, bo dopiero takie sytuacje uświadamiają, co tak naprawdę myślą o nas inni. Teraz najlepszy kontakt mamy z tymi znajomymi, którzy też mają dzieci. Jedna przyjaciółka jest bezdzietna, ale kto wie- może już niedługo ;)
OdpowiedzUsuń