Taka sytuacja.
Ostatnio w naszym domu dużo negocjujemy.
Mama: Tymek, masz kupę.
Tymek: Nie ma.
Mama: przecież czuję.
Tymek: Mamo! Nie ma kupa! Sisi!
(Podczas przewijania)
Mama: mówiłam, że masz
Tymek: Mamo, nie ma!
Za pomocą gestów, dużo też rozmawiamy.
(Tymek pokazując palcem na niebo)
Tymek: Mamo! Ooooo!
Mama: Ano, księżyc jest na niebie
Tymek: Ciiii spi.
Mama: słoneczko?
Tymek: Ta!
Mama: Zgadza się, poszło spać, a teraz świeci księżyc.
Tymek: Hej! (plus rzut ręką do góry w geście pożegnania)
I wracamy do domu.
Dzień witamy bardzo radośnie.
Mama leży na łóżku, udaje, że śpi.
Nagle... buziak.
Buziak.
Buziak.
Buziak.
Buziak (x jakieś 10).
I śmiech.
Jakże miło rozpocząć dzień od kilkunastu buziaków, które wywołały uśmiech na twarzy ofiarodawcy.
Są też kłótnie i rozstrzyganie sporów.
Tymek w łazience, nie chce wpuścić Emisia, wygania go i krzyczy na niego.
Co robi obrońca nieuciśnionych, tata? Wygania z łazienki Tymka i zaprasza Emilka. :P
Są też sytuacje, kiedy mamine serce mięknie z przepływu miłości braterskiej.
Tymekwraca ze żłobka, jedziemy do babci po Emisia.
Mama: Tymuś, tęsknisz za Emilkiem?
Tymek: Ta! Am Ambamba, brum brum(w rozbudowanym zdaniu mojego syna, oznacza to, że tęsknił za bratem, który jest u babci, i jedziemy po niego autem)
Wpada Tymek do babci, biegnie do Emilka i daje mu buziaka w czółko.
Są też mniej przyjemne sytuacje, kiedy Tymek nakrzyczy na babcię. Bez powodu (+zafunduje wszystkim histerie)
Mama: Tymuś, będziemy jechać do babci, przeprosisz ją za wczoraj?
Tymek:(ze skruchą w głosie) No....
Godzina, półtorej później. Wchodzimy do babci. Tymek przepycha się przez wszystkich, biegnie i woła:
Tymek: Babo! Babo! Babo!
Babcia wychodzi, a Tymek przytula się do niej cały.
Zapamiętał, to jedno. Ale dobrze wiedział, że trzeba przeprosić. Wiedział za co.
Jest też tak, że nagle w jego życiu na pierwszym miejscu stanęła mama. Nie to, że uważa, że bez niej żyć nie umie, nie, nie. Po prostu mama stała się niezbędna do: przewijania, ubierania, podawania, robienia jedzenia, robienia picia,prowadzenia samochodu.
I tak:
Tymek: mamo, mamo, mamo, mamo, mamo, mamo.
Mama,mamo, mama,mamo,mama,mamo.
Tymek leży na podłodze i sobie mówi sam do siebie: mamo! mamo! mamo!
Trzeba się przewinąć: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba się ubrać: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba coś podać: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba zrobić jeść: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba zrobić pić: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba usiąść z nim przy małym stoliku u dziadków:(nie, tu nie ma, że tata próbuje, bo wiadomo, ze przy tym stoliku obiad będzie też jadła, uwaga...) MAMA!
Trzeba zawieźć do żłobka: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Trzeba założyć czapkę: Tato! Nie! Nu, nu! Mama!
Każdej nocy dochodzi też do takiej sytuacji.
Emi wstaje na jedzenie.
Emiś: Tata! Tata! Tata! AAAAAAAAAAAAAAAAA! ŁEEEEEEEEEEEEEE! TERRR TERRR TERRR! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! ŁEEEEEEEEEEEEE!
DZIKIE WRZASKI, DZIKA ROZPACZ! DZIECKU WYŻERA Z GŁODU JUŻ ŻOŁĄDEK!
Ewentualnie sytuacja, kiedy Emiś zje miskę zupy, a po ostatniej łyżce...
Emiś: Tata! Tata! Tata! AAAAAAAAAAAAAAAAA! ŁEEEEEEEEEEEEEE! TERRR TERRR TERRR! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! ŁEEEEEEEEEEEEE!
"Tato! Nie! Nu, nu! Mama!"- padłam! A to mały cwaniak :).
OdpowiedzUsuńJa padłam z "TATA AAAA ŁEEE TERRR TERRR" hahahaha
OdpowiedzUsuńPociechy małe :)
Niezly zarloczek z malego Emisia! ;)
OdpowiedzUsuńUff... Na szczescie nie jestem az tak niezbedna dzieciom jak Ty. Milo czuc sie wyrozniona, ale bez koniecznosci samodzielnego "obrobienia" Potworkow. ;)
A moj maly Paskudnik, ostatnio na haslo "trzeba ci zmienic pieluche" zwiewa ile sil w malych, tlustych nozkach!
ha ha no takie życie :-)
OdpowiedzUsuń