Kocham, więc szanuję!
Patrząc na moją metrykę, jestem dorosła.
Patrząc na to, iż mam rodzinę, jestem dorosła.
Patrząc na to, że mam pracę, też chyba jestem dorosła.
Nie wiem jak można inaczej określić swoją dorosłość, bo bardzo głupie wydaje mi się ocenianie tego na podstawie "czuję/nie czuję się na tyle lat co mam". Nie wiem czy się czuje na 25 lat, no bo jak to sprawdzić?
No, więc ponoć jestem dorosła. Przejdźmy do rzeczy.
Jako osoba dorosła (albo jako człowiek, jak kto woli), wręcz wymagam, aby mnie szanowano.
Nie wyobrażam sobie, aby ktoś na ulicy mnie zaczepił i uderzył/zwyzywał/wydarł się. Nie wyobrażam sobie, aby mój mąż podniósł na mnie rękę, bo albo nie podoba mu się to co mówię, albo nie robię tego co on chce, albo ja na niego podniosłam głos.
Idąc dalej tym tokiem myślenia,osoby, które wyładowują swoją złość na innych, są po prostu słabe. Osoba, która w złości kogoś uderzy, nie jest warta niczyjego szacunku.
Osoba, która traci cierpliwość i krzyczy, bo ktoś robi coś nie po jej myśli, również nie należy do moich ulubionych znajomych.
Jak więc nazwać rodzica, który krzyczy na swoje dziecko?
Jak nazwać rodzica, który używa przemocy wobec człowieka, któremu dał życie (świadomie lub nie)?
Kim jest osoba, która poniża krew ze swojej krwi?
Dlaczego uważamy, że mamy prawo do tego, aby podnieść rękę na dziecko, aby dać mu klapsa czy okrzyczeć je?
Dlaczego sądzimy, że dziecko nie ma praw takich samych jak my? Czy my pozwalamy się bić? Poniżać? Dlaczego, więc to samo robimy naszemu dziecku?
Dlaczego myślimy, że jesteśmy nad dzieckiem? Kimś ważniejszym, kimś kogo dziecko ma bezwzględnie słuchać, a "nie, bo nie" staje się odpowiedzią na wszystko?
Czy dziecko nie jest po prostu człowiekiem, który zasługuję na szacunek?
Naszym zadaniem jest wprowadzenie dziecka w świat, tak aby czuło się w nim dobrze i bezpiecznie.
Nie mogę wymagać od dziecka, aby nie biło mnie, czy innych dzieci po tym, jak dostało ode mnie klapsa.
Skoro ja, mama, najbliższa mu osoba, pokazuje, że bicie nie jest złe, to jakie on ma wynieść wzorce? Co taka mała główka ma myśleć?
Przecież mama/tata to autorytet, oni wiedzą wszystko, oni są zawsze przy mnie, chcą dla mnie jak najlepiej. Skoro dają buziaka to ja im też dam, skoro dają klapsa, to dlaczego ja mam nie uderzyć ich, jak też stracę cierpliwość?
Owszem, trzeba wyznaczać granicę, dziecko ma szanować rodziców, ale to działa w dwie strony!
Ja sama do siebie mam czasem żal, że tracę cierpliwość, że nie potrafię okiełznać Tymka i wysyłam go do pokoju, aby się uspokoił, wyciszył, a potem wrócił na wielkie przytulanie, całowanie i tłumaczenie, już na spokojnie, o co nam tu wszystkim chodzi.
Nie biję i nie krzyczę na moje dzieci. Na krew z mojej krwi, na moje dwie największe miłości w życiu.
Kocham, nie biję!
Patrząc na to, iż mam rodzinę, jestem dorosła.
Patrząc na to, że mam pracę, też chyba jestem dorosła.
Nie wiem jak można inaczej określić swoją dorosłość, bo bardzo głupie wydaje mi się ocenianie tego na podstawie "czuję/nie czuję się na tyle lat co mam". Nie wiem czy się czuje na 25 lat, no bo jak to sprawdzić?
No, więc ponoć jestem dorosła. Przejdźmy do rzeczy.
Jako osoba dorosła (albo jako człowiek, jak kto woli), wręcz wymagam, aby mnie szanowano.
Nie wyobrażam sobie, aby ktoś na ulicy mnie zaczepił i uderzył/zwyzywał/wydarł się. Nie wyobrażam sobie, aby mój mąż podniósł na mnie rękę, bo albo nie podoba mu się to co mówię, albo nie robię tego co on chce, albo ja na niego podniosłam głos.
Idąc dalej tym tokiem myślenia,osoby, które wyładowują swoją złość na innych, są po prostu słabe. Osoba, która w złości kogoś uderzy, nie jest warta niczyjego szacunku.
Osoba, która traci cierpliwość i krzyczy, bo ktoś robi coś nie po jej myśli, również nie należy do moich ulubionych znajomych.
Jak więc nazwać rodzica, który krzyczy na swoje dziecko?
Jak nazwać rodzica, który używa przemocy wobec człowieka, któremu dał życie (świadomie lub nie)?
Kim jest osoba, która poniża krew ze swojej krwi?
Dlaczego uważamy, że mamy prawo do tego, aby podnieść rękę na dziecko, aby dać mu klapsa czy okrzyczeć je?
Dlaczego sądzimy, że dziecko nie ma praw takich samych jak my? Czy my pozwalamy się bić? Poniżać? Dlaczego, więc to samo robimy naszemu dziecku?
Dlaczego myślimy, że jesteśmy nad dzieckiem? Kimś ważniejszym, kimś kogo dziecko ma bezwzględnie słuchać, a "nie, bo nie" staje się odpowiedzią na wszystko?
Czy dziecko nie jest po prostu człowiekiem, który zasługuję na szacunek?
Naszym zadaniem jest wprowadzenie dziecka w świat, tak aby czuło się w nim dobrze i bezpiecznie.
Nie mogę wymagać od dziecka, aby nie biło mnie, czy innych dzieci po tym, jak dostało ode mnie klapsa.
Skoro ja, mama, najbliższa mu osoba, pokazuje, że bicie nie jest złe, to jakie on ma wynieść wzorce? Co taka mała główka ma myśleć?
Przecież mama/tata to autorytet, oni wiedzą wszystko, oni są zawsze przy mnie, chcą dla mnie jak najlepiej. Skoro dają buziaka to ja im też dam, skoro dają klapsa, to dlaczego ja mam nie uderzyć ich, jak też stracę cierpliwość?
Owszem, trzeba wyznaczać granicę, dziecko ma szanować rodziców, ale to działa w dwie strony!
Ja sama do siebie mam czasem żal, że tracę cierpliwość, że nie potrafię okiełznać Tymka i wysyłam go do pokoju, aby się uspokoił, wyciszył, a potem wrócił na wielkie przytulanie, całowanie i tłumaczenie, już na spokojnie, o co nam tu wszystkim chodzi.
Nie biję i nie krzyczę na moje dzieci. Na krew z mojej krwi, na moje dwie największe miłości w życiu.
Kocham, nie biję!
Hehe... Oczywiście zgadzam się z Tobą w 100%, rozśmieszyło mnie coś innego. Jako podobny post podstawiło "seriale naszego życia" z Dexterem na wierzchu. :P Hehehe... :D
OdpowiedzUsuńDexter jest przykładnym ojcem! Nigdy nie uderzył Harrego :D
UsuńA jaki autorytet, jaki wzór do naśladowania. :P
UsuńMi brakuje cierpliwości....boże jak mi jej brakuje!!!!
OdpowiedzUsuńJak Mateusz był mniejszy dostał parę razy klapsa, szczególnie jak miał etap bicia mnie po buzi. Nie czułam się z tym dobrze, okropnie wręcz, ale przyznaję się do tego, że czasami z bezsilności dałam mu klapsa. Dopiero uczę się macierzyństwa, popełniam błędy, wiele błędów, ale staram się na nich uczyć i ich nie powielać.
Teraz mamy zasadę, że jak się pokłócimy, to każdy idzie w swoją stronę (ja zazwyczaj do sypialni, Mati do swojego pokoju) uspokajamy się, a potem godzimy, rozmawiamy. Nie boję się powiedzieć PRZEPRASZAM SYNKU, on wtedy mnie przytula i też przeprasza, mimo że czasami chyba sam nie wie za co :)
Pięknie to napisałaś :)
UsuńW tych wszystkich nieporozumieniach i sporach najpiękniejsze jest godzenie :)
Ech, przyznaje, ze nie jestem dobra matka... Chcialabym nie krzyczec, nie dawac klapsow, ale tysiace razy obiecuje sobie, ze wiecej nie dam sie wyprowadzic z roznowagi, a potem Bi z czyms wyskoczy i znow sie rozedre. Klapsy to na szczescie rzadkosc, dostala po tylku moze 3 razy w zyciu, ale to juz o te 3 razy za duzo... Krzycze jednak na nia za czesto, wiem to... Jest mala ale ma silny character, chce za wszelka cene grac w domu pierwsze skrzypce, terroryzuje brata i chociaz najczesciej smieje sie z mojego 2-letniego "tyrana", to kiedy mam gorszy dzien niestety nie wytrzymuje i krzycze... :(
OdpowiedzUsuń