Mama po godzinach
Ostatnio na blogach panuje wielkie poruszenie - nikomu nic się nie chce, brak motywacji, tyle by się chciało, a tu...guzik, nie chce się jednak.
Najwięcej gadania jest chyba właśnie o chęci ruszenia tyłków z kanap.
I ja dzisiaj o tym.
W styczniu 2013 roku, ruszyłam swój tyłek. To, że kilogramy zleciały po porodzie, nawet nadprogramowo, nie oznaczało tak naprawdę nic. Dopiero teraz, po tym czasie, widzę jak ja wyglądałam. Tam oponka, tam boczki, tu trochę tłuszczyku, a twarz...! Twarz todopiero była puckowata! :)
Ruszyłam się i tak się ruszałam systematycznie, codziennie, do maja.
Po maju ta systematyczność spadła, ale chęci ciągle były.
I tak nastał rok 2014. A mnie się ciągle chcę!
Lubię chodzić te trzy razy w tygodniu na TRX. Chłopcy wtedy smacznie śpią, a mama się poci.
Jak tylko mam z kim, to i biegać lubię. Tak, tak, lubię. ;) Ale samej nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
Pokochałam mój rower! Chociaż te pół godzinki, chociaż te 10 kilometrów, ale żeby tak móc codzienie...
Nie ćwiczę w domu, nie potrafię się zmobilizować. Potrzebuję ludzi dookoła mnie, potrzebuje głośnej muzyki, krzyku do ucha, że dam radę szybciej i mocniej.
Dzisiaj wyjątkowo zrobiłam w domu trening, padało, a ja ze smutkiem pożegnałam myśl o rowerze...
Ale padać przestało i udało mi się rower też zaliczyć. Nie ważne, że złapał mnie deszcz i byłam cała w błocie. :)
Od dzisiaj chcę wprowadzić jeszcze siłownie, chociaż pół godziny, po TRX.
To nie jest tak, że szczupłe ciało jest ładne. Każdy kto tak myśli, jest zwyczajnie w błędzie. Spójrz w lustro, porównaj sobie siebie z kimkolwiek kto regularnie ćwiczy, będzie różnica, chociażby w jędrności skóry.
Jednak same ćwiczenia to tylko mała część. Zdrowe odżywianie to podstawa. Moja dieta zmieniła się, na lepsze, o jakieś 80%. ;)
Nie jem słodyczy od dwóch miesięcy. Każdy kto mnie zna, wie, jaka byłam uzależniona. Codziennie batoniki, ciasteczka w czekoladzie... Ale udało się i nawet kiedy dostałam od Tymka kawałek kinderka, nie było szału. Ugryzłam kawałek i oddałam.
Polubiłam koktajle. Robię sobie codziennie koktajl z ananasa, szpinaku i limonki, to moje ulubione trio.
Jem dużo owoców, staram się unikać pieczywa. Nie jem tłustego i smażonego. Codziennie na śniadanie jem owsiankę.
Czuję się zdrowsza, mam więcej energii, ciało wygląda lepiej.
Motywujący kopniak w górę, nie narzekajmy, że nie mamy czasu, że dziecko pochłania caly nasz, że brak nam chęci, że się nie da i zwyczajnie jesteśmy zmęczeni.
Czas i siła się znajdą, jeśli tylko będziemy tego chcieć.
Najwięcej gadania jest chyba właśnie o chęci ruszenia tyłków z kanap.
I ja dzisiaj o tym.
W styczniu 2013 roku, ruszyłam swój tyłek. To, że kilogramy zleciały po porodzie, nawet nadprogramowo, nie oznaczało tak naprawdę nic. Dopiero teraz, po tym czasie, widzę jak ja wyglądałam. Tam oponka, tam boczki, tu trochę tłuszczyku, a twarz...! Twarz todopiero była puckowata! :)
Ruszyłam się i tak się ruszałam systematycznie, codziennie, do maja.
Po maju ta systematyczność spadła, ale chęci ciągle były.
I tak nastał rok 2014. A mnie się ciągle chcę!
Lubię chodzić te trzy razy w tygodniu na TRX. Chłopcy wtedy smacznie śpią, a mama się poci.
Jak tylko mam z kim, to i biegać lubię. Tak, tak, lubię. ;) Ale samej nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
Pokochałam mój rower! Chociaż te pół godzinki, chociaż te 10 kilometrów, ale żeby tak móc codzienie...
Nie ćwiczę w domu, nie potrafię się zmobilizować. Potrzebuję ludzi dookoła mnie, potrzebuje głośnej muzyki, krzyku do ucha, że dam radę szybciej i mocniej.
Dzisiaj wyjątkowo zrobiłam w domu trening, padało, a ja ze smutkiem pożegnałam myśl o rowerze...
Ale padać przestało i udało mi się rower też zaliczyć. Nie ważne, że złapał mnie deszcz i byłam cała w błocie. :)
Od dzisiaj chcę wprowadzić jeszcze siłownie, chociaż pół godziny, po TRX.
To nie jest tak, że szczupłe ciało jest ładne. Każdy kto tak myśli, jest zwyczajnie w błędzie. Spójrz w lustro, porównaj sobie siebie z kimkolwiek kto regularnie ćwiczy, będzie różnica, chociażby w jędrności skóry.
Jednak same ćwiczenia to tylko mała część. Zdrowe odżywianie to podstawa. Moja dieta zmieniła się, na lepsze, o jakieś 80%. ;)
Nie jem słodyczy od dwóch miesięcy. Każdy kto mnie zna, wie, jaka byłam uzależniona. Codziennie batoniki, ciasteczka w czekoladzie... Ale udało się i nawet kiedy dostałam od Tymka kawałek kinderka, nie było szału. Ugryzłam kawałek i oddałam.
Polubiłam koktajle. Robię sobie codziennie koktajl z ananasa, szpinaku i limonki, to moje ulubione trio.
Jem dużo owoców, staram się unikać pieczywa. Nie jem tłustego i smażonego. Codziennie na śniadanie jem owsiankę.
Czuję się zdrowsza, mam więcej energii, ciało wygląda lepiej.
Motywujący kopniak w górę, nie narzekajmy, że nie mamy czasu, że dziecko pochłania caly nasz, że brak nam chęci, że się nie da i zwyczajnie jesteśmy zmęczeni.
Czas i siła się znajdą, jeśli tylko będziemy tego chcieć.
Dokładnie, trzeba tylko ruszyć dupę i znaleźć coś, co sprawia nam przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńNa jakie Ty leniwe blogi wchodzisz :D Nasze ulubione motto to: biegać, skakać, latać, pływać w tańcu ruchu wypoczywać :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrzeba zrobić aktualizację! :D
UsuńDobra, czas się wziąć za siebie ! Masz rację, nie ma co gadać ! Dzisiaj po pracy lecę na rower !
OdpowiedzUsuńI byłaś? :)
UsuńMasz racje.
OdpowiedzUsuńAle mnie sie i tak nie chce. I nie mam czasu. Jak poloze dzieci spac to mam jeszcze cala liste rzeczy do przygotowania. No i wstaje o 5:30, wiec musze wyladowac w lozku najpozniej o 22, inaczej jestem niedospana i zla na caly swiat. :)
Ja też codziennie od tej godziny na nogach, nawet jak w tygodniu mam wolne to musze wstawać i szykować chłopaków do żłobka :(
Usuńuwielbiam jazdę na rowerze.
OdpowiedzUsuńfakt, wieki tego neir obiłam.
teraz przymierzam się do kupna.
ps. ale masz brzuch. zazdroszczę. decha/skała jak zwał tak zwał. zajebisty!
Ja rower mam od miesiąca! Już go kocham :)
UsuńMotywujący post!!!:))
OdpowiedzUsuńdziękuje :)
UsuńMy z U. też jeździmy jak się da :) Małż mój ma poważne problemy z kręgosłupem i wolny czas spędzał leżąc na kanapie, w łóżku albo w fotelu do masażu. Az uznał, że dość tego, cholera jasna kupujemy rowery! Na poczatku byłam przerażona bo facet po 7 operacjach kręgosłupa chce mi tu nagle sporty uprawiać ale to było to :) Od razu lepszy humor i spanie :)
OdpowiedzUsuńPodpytywałam go na początku jak jego kręgosłup, czy nie boli etc... i tylko skwitował że jak będzie się tym przejmował to za 5 lat będzie bardziej meblem niż człowiekiem ;)
Wniosek: ruszmy dupki wszyscy - dla każdego się znajdzie jakiś sport.
Aleee się cieszę, że się odezwałaś! Zniknęły mi linki przy zmianie wygladu bloga i bardzo mi Waszych anegdotek brakowało :)
UsuńBrawo za motywację! :)
OdpowiedzUsuńWyglądasz naprawdę super.
Co do roweru... bardzo za nim tęsknię :(
Zazdroszczę Ci tego ruchu! Brakuje mi go bardzo.Niestety mój mąż ma taką pracę, a nie inną i nie moge sobie zaplanować, że na przykład co środę wieczorem idę na zajęcia, pobiegać czy na rower...ehhhh dlatego ćwiczę w domu. Na razie nic innego mi nie pozostaje.
OdpowiedzUsuńBrzuszek masz naprawdę apetyczny :D długo do niego dochodziłaś??? :)
Dzięki :)
UsuńAkurat do takiego stanu krótko, bo jak odstawiłam słodycze to od razu zaczęły mięśnie wychodzić :)