Szczyrk :-)
Tak było miło, tak było przyjemnie, a trzeba było wracać. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej? To prawda, jeśli dom to miejsce, gdzie jesteśmy wszyscy w czwórkę. Bo nam tam było bardzo dobrze. :-)
Do Szczyrku przyjechaliśmy koło godziny 12 w czwartek, chłopcy od razu się zadomowili i poczuli jak u siebie.
Nic dziwnego. Mieliśmy do dyspozycji 3 sypialnie, salon, kuchnie, łazienkę, wc, taras i duży ogród.
Dzieciaki dostały pokój tuż przy salonie i zabawkach (które też dla nas czekały), a my wzięliśmy sypialnie z podwójnym małżeńskim łóżkiem. :-)
Nie musieliśmy się niczym martwić, chociażby zmywaniem, bo była na miejscu zmywarka. Codziennie kakao ze spienionego mleka z ekspresu do kawy. Po wypakowaniu bagażu chłopcy poszli grać w piłkę na trawę, a ja rozłożyłam się na tarasie, gdzie w parę minut opaliłam sobie dekolt.
Pogoda była idealna. Wprawdzie bardzo zmienna i nie dało rady się do niej dostosować (kurtka, po minucie krótki rękawek, zaraz znowu kurtka), ale nie było całodniowego skwaru czy też deszczu.
Deszcz złapał nas raz, w drodze powrotnej do domu, ale nie zmoczyło nas jakoś szczególnie, kalosze się nie przydały. :)
Codziennie chodziliśmy na długie spacery, staraliśmy się jak najmniej siedzieć w domu.
Spacerowaliśmy deptakami przy rzeczce, jedliśmy w karczmach/restauracjach (z różnym skutkiem, ale ostatniego dnia dobrze trafiliśmy i obiad był pyszny!).
Plecaczek nie do końca się przydał, bo Tymuś bardzo grzecznie spacerował za rękę albo przy nas, ewentualnie na barana u taty się woził, ale ciężko się oprzeć temu cudnemu "proszęęę" i ostatniego dnia tata już się nie opierał. :-) Oglądaliśmy treningi skoczków narciarskich, chłopaki byli zachwyceni, bili każdemu brawo.
Tymuś od samego czwartku prosił, żeby iść w góry, jako, że ciężko z Emilkiem w wózku, udało nam się w góry "iść" nieco inaczej, a dokładnie pojechaliśmy kolejką. Wylądowaliśmy na Skrzyczne ostatniego dnia.
Powtarzałam namiętnie do tej pory, że żadna siła mnie nie zmusi do jazdy kolejką, bo się zwyczajnie boję.
Tą siłą okazały się moje własne dzieci. ;-)
Tak więc dałam radę.
Tymuś dzielnie mnie przytulał cały pierwszy odcinek, mówiąc, żebym się nie bała, bo jest przy mnie. :-)
Emil z tyłu, na osobnej ławeczce z tatą, krzyczał strasznie, bo chciał nie na kolana, a obok. :D
Cóż, jak się okazało, Emil mógłby jeździć wyciągiem w kółko, tak mu się podobało. :-)
Drugi odcinek to czteroosobowe gondole, dużo przyjemniejsze w jeździe, tu już się nie bałam. :P
W drodze w dół Tymek zaczepiał wszystkich ludzi jadących w górę. :-)
Chłopcom bardzo służyło powietrze, spali pierwszego dnia do 8:30 (Emil) i 9:30 (Tymek). :-)
A do domu...cóż, nie chcieli wracać. :-)
W piątek dołączyli do nas znajomy, 7 miesięczną córeczką i już prawie 3 letnim synkiem. :-)
Dziewczynka to dziecko idealne, naprawdę, jest bardzo spokojna, kochana i taaaaaaaka śliczna, skradła moje serce. :-)
Chłopczyk to Oluś, kumpel Tymka z podwórka. Wymyślili sobie spanie razem, więc złączyliśmy im łóżka, skoro przygoda to przygoda. :-)
Kąpać też się chcieli wspólnie, ale no wanna już za mała. :-)
Ahh...wróciłoby się tam jeszcze. :-)
Do Szczyrku przyjechaliśmy koło godziny 12 w czwartek, chłopcy od razu się zadomowili i poczuli jak u siebie.
Nic dziwnego. Mieliśmy do dyspozycji 3 sypialnie, salon, kuchnie, łazienkę, wc, taras i duży ogród.
Dzieciaki dostały pokój tuż przy salonie i zabawkach (które też dla nas czekały), a my wzięliśmy sypialnie z podwójnym małżeńskim łóżkiem. :-)
Nie musieliśmy się niczym martwić, chociażby zmywaniem, bo była na miejscu zmywarka. Codziennie kakao ze spienionego mleka z ekspresu do kawy. Po wypakowaniu bagażu chłopcy poszli grać w piłkę na trawę, a ja rozłożyłam się na tarasie, gdzie w parę minut opaliłam sobie dekolt.
Pogoda była idealna. Wprawdzie bardzo zmienna i nie dało rady się do niej dostosować (kurtka, po minucie krótki rękawek, zaraz znowu kurtka), ale nie było całodniowego skwaru czy też deszczu.
Deszcz złapał nas raz, w drodze powrotnej do domu, ale nie zmoczyło nas jakoś szczególnie, kalosze się nie przydały. :)
Codziennie chodziliśmy na długie spacery, staraliśmy się jak najmniej siedzieć w domu.
Spacerowaliśmy deptakami przy rzeczce, jedliśmy w karczmach/restauracjach (z różnym skutkiem, ale ostatniego dnia dobrze trafiliśmy i obiad był pyszny!).
Plecaczek nie do końca się przydał, bo Tymuś bardzo grzecznie spacerował za rękę albo przy nas, ewentualnie na barana u taty się woził, ale ciężko się oprzeć temu cudnemu "proszęęę" i ostatniego dnia tata już się nie opierał. :-) Oglądaliśmy treningi skoczków narciarskich, chłopaki byli zachwyceni, bili każdemu brawo.
Tymuś od samego czwartku prosił, żeby iść w góry, jako, że ciężko z Emilkiem w wózku, udało nam się w góry "iść" nieco inaczej, a dokładnie pojechaliśmy kolejką. Wylądowaliśmy na Skrzyczne ostatniego dnia.
Powtarzałam namiętnie do tej pory, że żadna siła mnie nie zmusi do jazdy kolejką, bo się zwyczajnie boję.
Tą siłą okazały się moje własne dzieci. ;-)
Tak więc dałam radę.
Tymuś dzielnie mnie przytulał cały pierwszy odcinek, mówiąc, żebym się nie bała, bo jest przy mnie. :-)
Emil z tyłu, na osobnej ławeczce z tatą, krzyczał strasznie, bo chciał nie na kolana, a obok. :D
Cóż, jak się okazało, Emil mógłby jeździć wyciągiem w kółko, tak mu się podobało. :-)
Drugi odcinek to czteroosobowe gondole, dużo przyjemniejsze w jeździe, tu już się nie bałam. :P
W drodze w dół Tymek zaczepiał wszystkich ludzi jadących w górę. :-)
Chłopcom bardzo służyło powietrze, spali pierwszego dnia do 8:30 (Emil) i 9:30 (Tymek). :-)
A do domu...cóż, nie chcieli wracać. :-)
W piątek dołączyli do nas znajomy, 7 miesięczną córeczką i już prawie 3 letnim synkiem. :-)
Dziewczynka to dziecko idealne, naprawdę, jest bardzo spokojna, kochana i taaaaaaaka śliczna, skradła moje serce. :-)
Chłopczyk to Oluś, kumpel Tymka z podwórka. Wymyślili sobie spanie razem, więc złączyliśmy im łóżka, skoro przygoda to przygoda. :-)
Kąpać też się chcieli wspólnie, ale no wanna już za mała. :-)
Ahh...wróciłoby się tam jeszcze. :-)
Piękne zdjęcia ♥
OdpowiedzUsuńMnie marzy się nawet kilka dni w górskiej chacie ale póki co - ani czasu, ani nadmiaru kasy... ech ;)
Zapomniałam adaptera do karty i musiałam się raczyć aparatem w telefonie :D
UsuńNiby noclegi tanie, za dzieci nie płaciliśmy... ale tu obiadek, tam obiadek i troszkę pieniędzy poszło :D
aż wstyd się przyznać , że do Szczyrku mam rzut kamieniem a jeszcze tam nie byłam :/ pora chyba się w końcu tam wybrać
OdpowiedzUsuńJa mieszkam w górach , a nigdy tam nie byłam , w samym Zakopanym byłam tylko raz . No nie lubie gór . Ale super że wam wycieczka się udała , cudne zdjecia i extra z was rodzinka :)
OdpowiedzUsuńMy uwielbiamy góry i bardzo się cieszymy, że mamy do nich tak blisko :)
UsuńCiesze sie, ze urlop sie udal! Fajnie popatrzec na takich dwoch malych wedrowcow! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś zadowolona z wypadu :)
OdpowiedzUsuńOby więcej takich podróży! Tego Wam życzę :)