Luty trzynastego
Macie czasem tak, że żyjecie sobie w szczęściu i radości, dziwiąc się, czemu Ci ludzie tak zrzędzą?
Tak wyglądały ostatnie miesiące u mnie, na pytanie "jak się dzisiaj czujesz?" mogłam z czystym sumieniem odpowiedzieć rewelacyjnie!
Teraz powinno pojawić się ostrzeżenie przez postem pełnym narzekania zrzędzenia, gdzie w tle czuć przygnębienie pełną gębą.
Bo ja już tak jakoś mam, że jak za długo dobrze, to potem trzeba nadrobić ten czas bez smutku. :-)
Dla mnie ten miesiąc jest lutym trzynastego.
Na początku powinnam zaznaczyć, że nienawidzę być zależna od kogoś, lubię być samodzielna, nie musieć na nikogo liczyć. Mimo, iż miałam wygodny transport do i z pracy (gdzie pewnie wielu wcale by nie narzekało), wolałam jednak móc dojeżdżać sama. Więc kiedy dwa tygodnie temu ponownie dostałam moją kochaną corsę do dyspozycji byłam wniebowzięta i mobilna. Niezależna.
Miałam już rozplanowane dni wolne bardzo dokładnie. Najbardziej cieszyłam się z łatwych dojazdów do moich kochanych dziewczynek, żeby po ich przeprowadzce nie ucierpiał nasz czas spędzany razem.
W środę już od 3 w nocy układało się nie po mojej myśli. Emil miał złą nockę, koniec końców spał od piątej ze mną. Byłam niewyspana, zmęczona, spóźniona wszędzie. W drodze z przerażeniem odkrywając, że halo, coś auto dziwnie chodzi.
Potem chwila spokoju przed pracą, gdzie tuz przy wyjściu do niej, w domu rodziców, zepsuły mi się buty. :-)
W czwartek podratował mnie szwagier, rozwieźliśmy chłopaków do żłobka/przedszkola, a mnie samą podwiózł do przyjaciółki i moich kochanych dziewczynek, których nie widziałam tyle czasu!
Na piątek byłam umówiona u znajomego mechanika na obejrzenie auta, z nastawieniem, że jedyną niedogodnością będzie czas w jaki będą corsinkę naprawiać.
Szkoda, że za cholerę nie spodziewałam się, że z radości bycia niezależną i mobilną, przejdę w jakieś dwa tygodnie do bycia znów zdaną na łaskę innych.
Autko dogorywa, a ja chyba faktycznie powinnam pomyśleć o bilecie miesięcznym. :-)
Nastrój na minusie, dawno się nie czułam tak paskudnie. :-) Nawet nowe airmaxy (dzięki brat:*) i wymarzona bluza z Adidasa nie zdołała poprawić mi humoru. ;-)
Tak bardzo potrzebowałam dzisiaj odreagować, ale nie wyszło, idę więc jeść ukochany szpinak z ryżem i kurczakiem, popijając winem, którego wcale jakoś szczególnie nie lubię. :-)
Oby przyszły tydzień minął mi przyjemniej.
Tak wyglądały ostatnie miesiące u mnie, na pytanie "jak się dzisiaj czujesz?" mogłam z czystym sumieniem odpowiedzieć rewelacyjnie!
Teraz powinno pojawić się ostrzeżenie przez postem pełnym narzekania zrzędzenia, gdzie w tle czuć przygnębienie pełną gębą.
Bo ja już tak jakoś mam, że jak za długo dobrze, to potem trzeba nadrobić ten czas bez smutku. :-)
Dla mnie ten miesiąc jest lutym trzynastego.
Na początku powinnam zaznaczyć, że nienawidzę być zależna od kogoś, lubię być samodzielna, nie musieć na nikogo liczyć. Mimo, iż miałam wygodny transport do i z pracy (gdzie pewnie wielu wcale by nie narzekało), wolałam jednak móc dojeżdżać sama. Więc kiedy dwa tygodnie temu ponownie dostałam moją kochaną corsę do dyspozycji byłam wniebowzięta i mobilna. Niezależna.
Miałam już rozplanowane dni wolne bardzo dokładnie. Najbardziej cieszyłam się z łatwych dojazdów do moich kochanych dziewczynek, żeby po ich przeprowadzce nie ucierpiał nasz czas spędzany razem.
W środę już od 3 w nocy układało się nie po mojej myśli. Emil miał złą nockę, koniec końców spał od piątej ze mną. Byłam niewyspana, zmęczona, spóźniona wszędzie. W drodze z przerażeniem odkrywając, że halo, coś auto dziwnie chodzi.
Potem chwila spokoju przed pracą, gdzie tuz przy wyjściu do niej, w domu rodziców, zepsuły mi się buty. :-)
W czwartek podratował mnie szwagier, rozwieźliśmy chłopaków do żłobka/przedszkola, a mnie samą podwiózł do przyjaciółki i moich kochanych dziewczynek, których nie widziałam tyle czasu!
Na piątek byłam umówiona u znajomego mechanika na obejrzenie auta, z nastawieniem, że jedyną niedogodnością będzie czas w jaki będą corsinkę naprawiać.
Szkoda, że za cholerę nie spodziewałam się, że z radości bycia niezależną i mobilną, przejdę w jakieś dwa tygodnie do bycia znów zdaną na łaskę innych.
Autko dogorywa, a ja chyba faktycznie powinnam pomyśleć o bilecie miesięcznym. :-)
Nastrój na minusie, dawno się nie czułam tak paskudnie. :-) Nawet nowe airmaxy (dzięki brat:*) i wymarzona bluza z Adidasa nie zdołała poprawić mi humoru. ;-)
Tak bardzo potrzebowałam dzisiaj odreagować, ale nie wyszło, idę więc jeść ukochany szpinak z ryżem i kurczakiem, popijając winem, którego wcale jakoś szczególnie nie lubię. :-)
Oby przyszły tydzień minął mi przyjemniej.
Słodkie mordki na pocieszenie
Trzymam kciuki by Twój Dobry humor wrócił :-* :-* :-*
OdpowiedzUsuńA wiesz ,że i ja skusilam się dzis na wino mimo ze go nie lubie ;) piję więc za Twoją pomyślność i zajadam pizze. Będzie dobrze! Każdy musi trochę ponarzekac, aby potem było juz tylko lepiej. Ja mam np jutro rozmowę o pracę i jeszcze nie wiem z kim dzieci zostawię na ten czas ;) chyba ze wezmę ich ze sobą...mogłoby być śmiesznie ;)
OdpowiedzUsuńTak, ten luty jest wyjątkowo do kitu :-( Oby szybko znów można było odpowiadać z czystym sumieniem, że mamy się rewelacyjnie ;-)
OdpowiedzUsuńUuuu, trzymam kciuki, zeby autko dalo sie jednak reanimowac. Chociaz na jakis czas!
OdpowiedzUsuńJa tez nie nawidze byc od kogos zalezna, szczegolnie motoryzacyjnie! No, tutaj zwyczajnie nie ma innej opcji. Nawet moj tata ma dwa auta, zeby w razie awarii jednego, moc jechac do pracy drugim...
Pociesz się, że masz w domu aż 3 fajnych facetów ;) niejedna laska Ci zazdrości!!!
OdpowiedzUsuńŚciskam i niech te złe dni idą precz :*