Jak łatwo załatwić sobie stresujące życie
Zastanawiam się w którym momencie popełniliśmy błąd.
Gdzie powinniśmy iść razem z innymi, z prądem, a nie zawrócić i cisnąć pod prąd.
No gdzieś to musiało się stać.
Gdzieś musiała zaatakować nas totalna znieczulica i olewactwo pełną gęba.
Ojejuśku ;), przestaliśmy interesować się własnymi dziećmi!!!
I co teraz?
Ano nic, bo chyba tak źle z nami nie jest. :)
Gdzieś tam faktycznie skręciliśmy w inną stronę i zdecydowaliśmy się nie spinać, nie szukać minusów, wad, haczyków i zbliżającej się wielkiej apokalipsy.
Tym sposobem zostaliśmy jednymi z nielicznych, którym na ostatnim przedszkolnym zebraniu nie pękła żyłka.
A było to tak...
Nic nie zapowiadało zbliżającej się masakry, a powinno, tylko my naiwnie myśleliśmy, że tym razem, że chociaż teraz, tak jakoś uda się, że nie będzie afery.
No ale nie da się.
I tutaj powinnam mniej więcej nakreśli o co chodzi. Zebranie odbywa się w szkole podstawowej, która mieści się obok przedszkola. Powód prosty. Totalna rozpierducha, przedszkole się remontuje. Po ponad 30 latach. Budżet - 850 000zł. Robi wrażenie, nie? W związku z tym, tymczasowo, może nie to, że króciutko, bo jednak nie, ale dzieci gościć będzie szkoła.
Na środek wychodzi Pani Dyrektor i zaczyna, moim zdaniem, od dobrej strony, czyli przedstawienia obecnej sytuacji w jakiej jest przedszkole.
Na mnie opowieść o spadających samoistnie kafelkach ze ścian w łazienkach, poprzepalanej elektryce, porozsadzanych rurach, zrobiła wrażenie. Wrażenie też zrobił fakt, ze przedszkole odnawiane jest w CAŁOŚCI. Wszystko. Sale, łazienki, kuchnia, szatnia. Wszystko. Jedno wielkie WOW, bo pamiętam to przedszkole dokładnie w takim stanie w jakim było dotychczas, kiedy sama tam chodziłam. :)
Potem Pani Dyrektor chciała dobrze, ale wyszło jak wyszło.
Młodsze grupy będą miały swoje sale w klasach, gdzie zostaną przeniesione zabawki, stoliczki, nawet dywany.
Starsze cztery grupy zostaną umieszczone w... sali gimnastycznej podzielonej na cztery boksy. Zwiększona ilość pań do opieki. Udało się uniknąć kateringu, nasze przedszkolne kucharki będą gotowały. Na spacery na przedszkolny plac zabaw.
Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nic nie podlega żadnym wątpliwością, szkoła, przedszkole i urząd miasta spisały się na medal.
Tak sobie pomyślałam przynajmniej.
Jakże się myliłam i prawie zakrztusiłam słysząc na całą salę:
- Zaraz zemdleję, nie wierzę że to się dzieje naprawdę!
I się zaczęło...
Jak sobie to wszyscy wyobrażają, tyle dzieci w jednej sali, zarazki, krwiożercze bakterie, bhp, zasady, przepisy, wszystko nie tak.
Toalety tak daleko. Panie rady nie dadzą. A co jak to, a co jak tamto...
W pewnym momencie zaczęłam się zwyczajnie śmiać.
Powód był prosty. Przecież nikomu takie rozwiązanie nie jest na rękę! Ani dyrekcji przedszkola wraz z paniami tam pracującymi. Ani szkole. Ani nam rodzicom. Nikomu.
Ale, cholera no! To jest tego warte! Przemęczymy te parę tygodni i co dostaniemy w zamian! Jakie warunki na najbliższe parę lat, kiedy nasze dzieci będą uczęszczały do tej placówki!
Za nim nie zamieniłabym tego przedszkola. Miałam do porównania w wakacje dwa inne. Posiłki to jest dno, totalnie niezdrowe, naładowane chemią i cukrem dno.
Tymek wracał uświniony jakby taplał się w okolicznym błotku z całą zagrodą zwierząt.
Raz wyszedł i poinformował mnie, że ktoś wybił mu szkło w okularach, Nikt z kadry nie raczył mi tego przekazać.
W naszym przedszkolu mam pyszną kuchnię, pyszne podwieczorki. Mam względnie czyste :), zadbane i zadowolone dziecko. Mam kochane panie w jego grupie i całą fantastyczną kadrę, która przywitała nas rano z uśmiechem na ustach. :) I naprawdę fajną panią dyrektor, która ma ogromne serce do dzieci. Dzisiaj uspokajała rano Emilka. :)
Ale nie, lepiej znaleźć sobie powód do marudzenia, to takie typowe!
Po 30 minutach podeszłam do wychowawczyni Tymka i zapytałam czy będzie jeszcze coś istotnego, po czym życzyłam pani woźnej przy wejściu powodzenia. :) Ulotniliśmy się, śmiejąc pod nosem, że dobrze, że nasze żyłki są całe i nie daliśmy im powodu do pęknięcia.
Jak widać, ogarnęła nas totalna znieczulica i kompletnie nie zależy nam na warunkach w jakich przebywają nasze dzieci. Ot co.
Dlatego dzisiaj, rzucając tylko okiem na te wszystkie sale (koniec końców sala gimnastyczna podzielona na dwie części - dwie grupy) i z zadowoleniem powiedziałam do siebie - tak jak myślałam, wyszło im to zajebiście. ;)
Gdzie powinniśmy iść razem z innymi, z prądem, a nie zawrócić i cisnąć pod prąd.
No gdzieś to musiało się stać.
Gdzieś musiała zaatakować nas totalna znieczulica i olewactwo pełną gęba.
Ojejuśku ;), przestaliśmy interesować się własnymi dziećmi!!!
I co teraz?
Ano nic, bo chyba tak źle z nami nie jest. :)
Gdzieś tam faktycznie skręciliśmy w inną stronę i zdecydowaliśmy się nie spinać, nie szukać minusów, wad, haczyków i zbliżającej się wielkiej apokalipsy.
Tym sposobem zostaliśmy jednymi z nielicznych, którym na ostatnim przedszkolnym zebraniu nie pękła żyłka.
A było to tak...
Nic nie zapowiadało zbliżającej się masakry, a powinno, tylko my naiwnie myśleliśmy, że tym razem, że chociaż teraz, tak jakoś uda się, że nie będzie afery.
No ale nie da się.
I tutaj powinnam mniej więcej nakreśli o co chodzi. Zebranie odbywa się w szkole podstawowej, która mieści się obok przedszkola. Powód prosty. Totalna rozpierducha, przedszkole się remontuje. Po ponad 30 latach. Budżet - 850 000zł. Robi wrażenie, nie? W związku z tym, tymczasowo, może nie to, że króciutko, bo jednak nie, ale dzieci gościć będzie szkoła.
Na środek wychodzi Pani Dyrektor i zaczyna, moim zdaniem, od dobrej strony, czyli przedstawienia obecnej sytuacji w jakiej jest przedszkole.
Na mnie opowieść o spadających samoistnie kafelkach ze ścian w łazienkach, poprzepalanej elektryce, porozsadzanych rurach, zrobiła wrażenie. Wrażenie też zrobił fakt, ze przedszkole odnawiane jest w CAŁOŚCI. Wszystko. Sale, łazienki, kuchnia, szatnia. Wszystko. Jedno wielkie WOW, bo pamiętam to przedszkole dokładnie w takim stanie w jakim było dotychczas, kiedy sama tam chodziłam. :)
Potem Pani Dyrektor chciała dobrze, ale wyszło jak wyszło.
Młodsze grupy będą miały swoje sale w klasach, gdzie zostaną przeniesione zabawki, stoliczki, nawet dywany.
Starsze cztery grupy zostaną umieszczone w... sali gimnastycznej podzielonej na cztery boksy. Zwiększona ilość pań do opieki. Udało się uniknąć kateringu, nasze przedszkolne kucharki będą gotowały. Na spacery na przedszkolny plac zabaw.
Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nic nie podlega żadnym wątpliwością, szkoła, przedszkole i urząd miasta spisały się na medal.
Tak sobie pomyślałam przynajmniej.
Jakże się myliłam i prawie zakrztusiłam słysząc na całą salę:
- Zaraz zemdleję, nie wierzę że to się dzieje naprawdę!
I się zaczęło...
Jak sobie to wszyscy wyobrażają, tyle dzieci w jednej sali, zarazki, krwiożercze bakterie, bhp, zasady, przepisy, wszystko nie tak.
Toalety tak daleko. Panie rady nie dadzą. A co jak to, a co jak tamto...
W pewnym momencie zaczęłam się zwyczajnie śmiać.
Powód był prosty. Przecież nikomu takie rozwiązanie nie jest na rękę! Ani dyrekcji przedszkola wraz z paniami tam pracującymi. Ani szkole. Ani nam rodzicom. Nikomu.
Ale, cholera no! To jest tego warte! Przemęczymy te parę tygodni i co dostaniemy w zamian! Jakie warunki na najbliższe parę lat, kiedy nasze dzieci będą uczęszczały do tej placówki!
Za nim nie zamieniłabym tego przedszkola. Miałam do porównania w wakacje dwa inne. Posiłki to jest dno, totalnie niezdrowe, naładowane chemią i cukrem dno.
Tymek wracał uświniony jakby taplał się w okolicznym błotku z całą zagrodą zwierząt.
Raz wyszedł i poinformował mnie, że ktoś wybił mu szkło w okularach, Nikt z kadry nie raczył mi tego przekazać.
W naszym przedszkolu mam pyszną kuchnię, pyszne podwieczorki. Mam względnie czyste :), zadbane i zadowolone dziecko. Mam kochane panie w jego grupie i całą fantastyczną kadrę, która przywitała nas rano z uśmiechem na ustach. :) I naprawdę fajną panią dyrektor, która ma ogromne serce do dzieci. Dzisiaj uspokajała rano Emilka. :)
Ale nie, lepiej znaleźć sobie powód do marudzenia, to takie typowe!
Po 30 minutach podeszłam do wychowawczyni Tymka i zapytałam czy będzie jeszcze coś istotnego, po czym życzyłam pani woźnej przy wejściu powodzenia. :) Ulotniliśmy się, śmiejąc pod nosem, że dobrze, że nasze żyłki są całe i nie daliśmy im powodu do pęknięcia.
Jak widać, ogarnęła nas totalna znieczulica i kompletnie nie zależy nam na warunkach w jakich przebywają nasze dzieci. Ot co.
Dlatego dzisiaj, rzucając tylko okiem na te wszystkie sale (koniec końców sala gimnastyczna podzielona na dwie części - dwie grupy) i z zadowoleniem powiedziałam do siebie - tak jak myślałam, wyszło im to zajebiście. ;)
Na koniec dwaj panowie, którzy sami mogli wydać opinię.
Czy się podobało? Tak.
Czy chcą tam chodzić? Tak.
Czy były jakies problemy, chociażby z chodzeniem do toalety z paniami? Nie.
I Tymek, który jest mega podekscytowany, że chodzi do... szkoły. :)
najważniejsze żeby dziecko czuło się dobrze w takich warunkach - ja też byłabym przerażona - jak sobie pomysle jak wygląda nasze przedszkole - ładne, kolorowe, spokojne, dzieci maja swoją sale, swoje panie, swoje zabawki....podziwiam was za spokój :)
OdpowiedzUsuńTo samo mają teraz :) kolorowe sale (bo to podstawówka), swoje panie, swoje zabawki :)
UsuńRemont to kwestia czasu, dzieci są zadowolone, a tylko rodzice stwarzają sztuczne problemy :P