Podsumowanie roku 2015

Święta, święta i po świętach!
Czas na podsumowanie roku, a ja kocham podsumowania! :)
Uwielbiam wracać do tych wszystkich chwil jakie miały miejsce w przeciągu ostatnich 12 miesięcy, wspominać je i uśmiechać się samej do siebie. :)

Poniższe podsumowanie sponsorują zdjęcia z instagrama ;)

Zacznijmy od podsumowania roku chłopców.
Dużo się działo w życiu Emilka. Logopeda zwróciła nam uwagę na jego ciągłą chrypkę. My sami zaczęliśmy się niepokoić jego ciągłymi bezdechami i utratami tchu. Został zakwalifikowany do usunięcia trzeciego migdała, podcięcia wędzidełka oraz oglądania krtani (chrypka). Zabieg przyspieszaliśmy, bo utraty tchu zaczęły być bardzo częste. 20 razy w ciągu 20 minut.
Dobrze przeszedł usuniecie migdałka, wszystkie złe objawy minęły. Chirurg na krtani dopatrzył się guzków śpiewaczych. Przypadłości śpiewaków i nauczycieli. Po wielu latach pracy.
Zalecenia - wyciszanie krzykacza, żeby nie trzeba było operować krtani. Wiedząc skąd utraty tchu i chrypka, staraliśmy się o zajęcia z Wczesnego Wspomagania Rozwoju. Dostał się i od września czynnie bierze udział w zajęciach z psychologiem i logopedą. Od nowego roku dojdzie fizjoterapeuta.







Dodatkowo skończył żłobek i zaczął dorosłe życie przedszkolaka. :) Radzi sobie świetnie, wyciszył się, uspokoił. Do tego zrobił sto razy większym synkiem mamusi niż był. :) Dalej wędruje do nas w nocy, ale teraz, kiedy jestem w pracy 12h, sama na to czekam. Wtulić się w siebie i chociaż tak nadrobić stracony czas. :)
Z mniejszych, ale tez ważnych rzeczy,  porzucił jednego dnia całkowicie pieluchy. :)



Tymek na początku roku został dumnym posiadaczem drugiej pary oczu. Okulary ułatwiają mu życie, lubi je nosić, w niczym mu nie przeszkadzają. A dodatkowo, wygląda przekozacko. :) Po nowym roku chcemy mu zmienić okularki, już nie na takie dziecięce, a na bardziej młodzieżowe. :) Jednak z ciągle wyginanymi bokami. Wiadomo. ;)
Emiś odwiedzał tez okulistę, ale oczko ucieka mu bardzo delikatnie, więc obserwujemy dalej.



Ten rok przyniósł im też nowe przyjaźnie. Zżyli się z moim chrześniakiem, bardzo lubią się razem bawić, pytają o siebie. Chłopcy uważają go za fajnego i grzecznego kumpla. :)
Bardzo polubili się też z dwójką synków znajomych, tez nigdy nie mogą doczekać się spotkań z nimi. :)


Wzięli udział w swoim pierwszym biegu, Biegu Skrzata. Zyskali pierwsze medale.
Bardzo podobało im się to wydarzenie, a miasto daje dużo możliwości wykazania się takim maluchom, zarażenia się miłością do sportu. :)
Dzięki nim podjęliśmy decyzje odnośnie Runmageddonu... :)



Pojechali w październiku do chrzestnej Tymka, do Warszawy. Miło spędziliśmy czas z ciocią, w dużej bawialni, próbując przełamać strach Emila do psów :) i w Centrum Kopernika. :) Bardzo udana wycieczka. Mimo, że spędziłam drogę do i z, wciśnięta między foteliki chłopaków, słuchając ich trajkotania. :D

Poza tym ponownie odwiedziliśmy wystawę klocków lego. Naciągacze nie wyszli z pustymi rękoma. ;)



Zaliczyli swoje pierwsze wyjścia do kina. Mniej lub bardziej udane.
Tymek w wakacje był z ciocią Paulina na Minionkach - i tutaj nawet w porządku.
Niestety, kolejne wyjście do kina, na Dobrego Dinozaura, było strasznym niewypałem. Padło na te bajkę, ponieważ Tymka grupa była na niej parę dni temu, a on nie poszedł. Br, straszna bajka, z przerażeniem sama ja oglądałam, a co dopiero dzieci. Wyszliśmy po 30 minutach. Cóż, Emilek będzie miał jeszcze szansę obejrzeń coś dłużej. ;)




Pojechaliśmy dwa razy do znajomych w góry. Za pierwszym razem zaliczyliśmy kolejkę. Za drugim razem już własnonożne :) wspinanie się po górach. Jestem z nich dumna, dali sami radę, bez wnoszenia na rękach, marudzenia, że bolą nogi.





Dla nas, rodziców, ten rok był bardzo, bardzo intensywny. Jak zapytałam przed chwilą A., co się wydarzyło w tym roku, żeby niczego nie pominąć, trafnie podsumował: a co się nie wydarzyło! Dokładnie!

Zaliczyliśmy dwa świetne koncerty. Pierwszy to XXXlecie zespołu Hunter. Zobaczyć ich i Jelonka na żywo - niesamowite! Mimo, że średnia wieku wynosiła jakieś 16 lat, bawiliśmy się przednio. Jak za starych, niedzieciatych czasów, kiedy na koncertach bywaliśmy co chwilę. W glanach. Pogując. Oł je. :)


Skoro o "Oł je" mowa, to drugi koncert był na pewno o wiele, wiele, wiele efektowniejszy.
Tym razem czekał nas i szwagra weekend w Warszawie. Bujały nami dźwięki AC/DC. Staruszki dożyły. Dopisały. Zrobiły na mnie dużo większe wrażenie niż rok wcześniej Metallica.
Cholera, nie wierzyłam, że to powiem/napiszę/pomyślę! Było to niezapomniane przeżycie.
Lipiec staje się miesiącem wielkich koncertów! W końcu czeka na nas w nowym roku Iron Maiden. :) A za rok to jakoś już zmusimy SOAD, żeby się w lipcu pojawił. ;) Byle nie na Narodowym! Błagam, nagłośnienie do d... :)



Nie samą muzyką człowiek żyje. Był to dla nas mocno sportowy rok.
Półtora roku męczącego trucia dupy szwagrowi (musiałam, znowu, sorry!), żeby w końcu się ruszył i proszę. Raz poszedł na trening, a teraz sam regularnie 2-3 razy w tygodniu ćwiczy crossfit.
Efekty w sile i wyglądzie mówią same za siebie. Brawo. :)
Pozmienialiśmy nawyki żywieniowe, przyzwyczailiśmy się do takiego jedzenia. Do kupowania tylko porządnych, zdrowych produktów. A. na moja prośbę gotuje mi prawie codziennie na kolację zapiekankę makaronową. Jest najlepsza, nic jej jeszcze nie pobiło, co jadłam do tej pory. :) Nie znudzi mi się.
Odkąd A. zmienił dietę, zaczął się ruszać, przestał chorować.
Ten rok był też więc zdrowy.


Wzięliśmy dwukrotnie udział, ekipą Run, Gizmo run! w Runmageddonie (Myślenice i Zabrze). I tutaj tez nie mówimy koniec, bo w kwietniu szykuje się nocny bieg, który korci, oj korci...
Naprawdę warto to przeżyć!





Pobiegliśmy też w Halloweenowym biegu. Emil trochę się naszych twarzy wystraszył. :p




W ruchu cały czas. Udało mi się przebiec swoje pierwsze 12km bez zatrzymania! :)







Przy okazji ruchu. Moja miłość największa, ta na czterech kółkach, nie dożyła pełnoletności. Tak się starała, a umarła kilka miesięcy przed. Zrobiła to z klasą. Nie narażając mnie na niebezpieczeństwo na drodze. Po prostu nie odpaliła pod pracą. Utrudniła mi na jakiś czas życie, ale potem z odsieczą przyszedł dobry duszek i dalej jestem mobilna. Póki nie zabierze. hue hue :P



No i idąc dalej tą ścieżką, dojdziemy do Złombola 2015. Tym razem do ekipy szwagra doszedł A. i razem pojechali powspinać się z kilkoma setkami innych pojazdów z PRL, po serpentynach w Alpach. Dotarli. Bezpiecznie. Wrócili. Chcą jeszcze.
Jak dzieci. ;)
(szkoda, że to zgody kolejny raz nie wyrażę!:D)




Wywiało nas też dwa razy na kabarety na żywo. Nigdy za dużo smiechu, prawda? :) W prezencie świątecznym dostaliśmy bilety na noc kabaretową w maju, więc czeka nas powtórka z rozrywki. :)



Nie może zabraknąć wzmianki o kolejnym misiowatym tatuażu. Z okazji 18 urodzin mojej malutkiej siostrzyczki :), zrobiłyśmy sobie ten sam wzór. Na ręce. W grudniu byłam umówiona na opatulenie go kwiatami, żeby ciepło mu było i żeby rękaw się dalej robił. :) Ale przeniosłam wizytę. Kwestia czasu, wiadomo. Jak się zacznie, to póki na płótnie jest miejsce, będą i malowidła. :)




W relacjach międzyludzkich też zmiany nastąpiły. W odstawkę poszli egoistyczne, toksyczne osoby. Ich miejsce zajęły osoby naprawdę warte uwagi. W tym roku żyło się więc dobrze i w przyjaźni. Większej, bądź mniejszej, ale jednak wartej uwagi i czasu. :)

Z mniejszych, aczkolwiek dla mnie istotnych zmian, wyremontowaliśmy kuchnię. Zrobiła się zwyczajnie piękna! I taka idealna! :) Ekipa jaką wybraliśmy do zrobienia mebli na wymiar, okazała się strzałem w dziesiątkę. Szybko, sprawnie, idealnie. Wszystko na tip top, a efekt - wow. ;)




Z postanowień - niestety, nie udało mi się przeczytać 52 książek, zatrzymałam się na około 40. :)
Za to pobiłam rekord w zakupie i czytaniu książek chłopakom. :)




Miałam niezwykłą sesję zdjęciową, dzięki której mogłam przez chwilę poczuć się piękna... :)





Na koniec największe zmiany, jakie u nas nastąpiły. Praca.
A. najpierw zmienił lokalizację na Bieruń. Dojazdy jednak stanowiły duży problem. I czasowy i kasowy. Niedługo po tym zmienił wiec całkowicie pracę. Tuż obok domu. Praca daje mu dużo więcej możliwości, może się spełniać.
Ja w tym roku trochę wędrowałam z miejsca w miejsce, aż w końcu osiadłam w miejscu, gdzie jest mi dobrze. Początkowo kosztowało mnie to trochę nerwów, ale po uodpornieniu się, jestem bardzo zadowolona. :)
Wyszło nam to zdecydowanie na lepsze. Obojgu.
Mimo, że zmiany były dość odważne, oboje rzuciliśmy się w nieznane wody, do nowych firm, na okresy próbne. Ale było warto. :)



Kurczę, wiecie co? To był świetny rok! Próbowaliśmy przypomnieć sobie, co poszło nie tak, ale poza zepsuciem się corsinki, którą zresztą opłakałam :), nie wydarzyło się nic złego...
Oby kolejny był tak samo świetny!



Komentarze

  1. Cudny, rodzinny i rozwojowy rok :)
    A sesja zdjęciowa boska!!! Do tej pory oczu nie mogę oderwać <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie duzo sie u Was dzialo. Zmeczylam sie od samego czytania... ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz