Nasze cztery największe błędy wychowawcze
Bez długich wstępów, jedziemy z tym. :)
1. Brak konsekwencji
O tak, to jest nasz główny, największy błąd jaki popełniamy. Staramy się, a wychodzi jak zawsze. Totalna rozpusta. My jedno, chłopcy drugie, po setnym razie odpuszczamy, no bo szybciej i łatwiej jest odpuścić.
A przecież dzieci potrzebują konsekwentnych rodziców, żeby się prawidłowo rozwijać!
No, ale my rodzice to już mniej. :P
Przykład: nie włączamy bajek! Drugi dzień rano, weekend, wolne, dzieciaki wstały o patologicznej, siódmej godzinie. Doszukujemy się najmniejszych oznak zatkanego nosa, żeby pod pretekstem inhalacji, załączyć bajki i dospać jeszcze chwilkę. :P
2. Brak cierpliwości
Też ważne, aczkolwiek nie jest to już tak ciężki grzech, bo jednak z tym różnie u nas bywa.
Mamy czas kiedy na każdy płacz reagujemy przytulaniem i wyciszaniem, na każde uderzenie Emila zaś masą buziaków "za karę", full miłości. Wszyscy szczęśliwi.
Ale jest też w druga stronę, pewnie zależne od naszego przemęczenia, natłoku spraw i obowiązków, że najmniejszy jęk doprowadza do szału i trzeba liczyć do miliona, żeby nie wybuchnąć. Znacie to? Różnie się to kończy, prawda? ;)
3. Wtrącanie się w kłótnie rodzeństwa
Dopóki krew się nie leje, powinni konflikty rozwiązywać sami. Jakoś się dogadać, nie pozabijać przy tym, bo życia w zgodzie to ja od nich nie wymagam.
Ale jak się, kurczę pieczone, setny raz w ciągu dnia słyszy dziki ryk, wyzywanie od głupków, potem "mamooooo, bo Emil..." to się nóż w kieszeni otwiera i człowiek chce już, szybko, teraz, rozwiązać ten spór, żeby chwila ciszy w domu nastała.
4. Nie zawsze zwracamy uwagę na uczucia dzieci
Ogromny, karygodny błąd. Na szczęście rzadko popełniany, a jeśli już, to okraszony paskudnymi wyrzutami sumienia, setkami przeprosin i przytulasów.
Głupie "przestań" podczas płaczu czy "nic się nie stało", kiedy pęknięty balon stał się największa tragedią życiową wrażliwego Tymka.
A przecież to miało prawo być jego osobistą tragedią, przecież ma tylko kilka latek i nie zna innego świata. A my jesteśmy po to, żeby go w tym wspierać.
Mówię o tym głośno, bo są to błędy, których nie chcemy w naszym domu.
Jakie błędy Wy popełniacie, z których zdajecie sobie sprawę?
Próbujecie to naprawić?
1. Brak konsekwencji
O tak, to jest nasz główny, największy błąd jaki popełniamy. Staramy się, a wychodzi jak zawsze. Totalna rozpusta. My jedno, chłopcy drugie, po setnym razie odpuszczamy, no bo szybciej i łatwiej jest odpuścić.
A przecież dzieci potrzebują konsekwentnych rodziców, żeby się prawidłowo rozwijać!
No, ale my rodzice to już mniej. :P
Przykład: nie włączamy bajek! Drugi dzień rano, weekend, wolne, dzieciaki wstały o patologicznej, siódmej godzinie. Doszukujemy się najmniejszych oznak zatkanego nosa, żeby pod pretekstem inhalacji, załączyć bajki i dospać jeszcze chwilkę. :P
2. Brak cierpliwości
Też ważne, aczkolwiek nie jest to już tak ciężki grzech, bo jednak z tym różnie u nas bywa.
Mamy czas kiedy na każdy płacz reagujemy przytulaniem i wyciszaniem, na każde uderzenie Emila zaś masą buziaków "za karę", full miłości. Wszyscy szczęśliwi.
Ale jest też w druga stronę, pewnie zależne od naszego przemęczenia, natłoku spraw i obowiązków, że najmniejszy jęk doprowadza do szału i trzeba liczyć do miliona, żeby nie wybuchnąć. Znacie to? Różnie się to kończy, prawda? ;)
3. Wtrącanie się w kłótnie rodzeństwa
Dopóki krew się nie leje, powinni konflikty rozwiązywać sami. Jakoś się dogadać, nie pozabijać przy tym, bo życia w zgodzie to ja od nich nie wymagam.
Ale jak się, kurczę pieczone, setny raz w ciągu dnia słyszy dziki ryk, wyzywanie od głupków, potem "mamooooo, bo Emil..." to się nóż w kieszeni otwiera i człowiek chce już, szybko, teraz, rozwiązać ten spór, żeby chwila ciszy w domu nastała.
4. Nie zawsze zwracamy uwagę na uczucia dzieci
Ogromny, karygodny błąd. Na szczęście rzadko popełniany, a jeśli już, to okraszony paskudnymi wyrzutami sumienia, setkami przeprosin i przytulasów.
Głupie "przestań" podczas płaczu czy "nic się nie stało", kiedy pęknięty balon stał się największa tragedią życiową wrażliwego Tymka.
A przecież to miało prawo być jego osobistą tragedią, przecież ma tylko kilka latek i nie zna innego świata. A my jesteśmy po to, żeby go w tym wspierać.
Mówię o tym głośno, bo są to błędy, których nie chcemy w naszym domu.
Jakie błędy Wy popełniacie, z których zdajecie sobie sprawę?
Próbujecie to naprawić?
Brak konsekwencji to zdecydowanie mój grzech number 1.
OdpowiedzUsuńDodałabym jeszcze ignorancję. I to najbardziej mnie boli. Są chwile, kiedy Alek przychodzi do mnie z książeczką, kiedy np. robię obiad i za nic nie mogę odejść. I to moje okropne "Później Kochanie, teraz nie mogę". A On patrzy na mnie tymi wielkimi oczami, w których widzę zawód. I łamie mi się serce, bo czasem nawet nie zauważam, że odpowiedziałam na Jego potrzebę z automatu. Nienawidzę siebie w takich momentach. I tak jak napisałaś "A przecież to miało prawo być jego osobistą tragedią, przecież ma tylko kilka latek i nie zna innego świata. A my jesteśmy po to, żeby go w tym wspierać"
Muszę się pilnować.
Dzieci wybaczają, to jest piękne :)
UsuńTo ja z konsekwencją nie mam kłopotów. Za to największym chyba grzechem jest brak cierpliwości, gdyby się dało ją gdziekolwiek kupić to zamówiłabym tony na zapas. I czasem mam do siebie żal, że mi się nie chce, że powinnam tak bardziej, tak intensywniej tą mamą być.
OdpowiedzUsuńNo i chyba nie ma rodzica, który zawsze zwraca uwagę na uczucia dzieci. "Nic się nie stało" czasem mówimy z automatu, zanim się w ogóle zastanowimy. Trochę to trwa, zanim wyrobi się w sobie te nowe nawyki.