Stop
Ostatnio ze znajomą, która nie posiada dzieci, wkroczyłyśmy na temat, który wzbudza zawsze wiele emocji. Klapsy.
Znajoma wychowała się w domu, gdzie były one na porządku dziennym. Kiedy któreś z dzieci coś przeskrobało, dostawało w tyłek, a potem siedziało w kącie. Wszystko w przyjemnej atmosferze krzyków. Przez dużą część rozmowy, popierała te metody.
- A nie wolałabyś, żeby Cię wtedy tata po prostu wziął na kolana, wyjaśnił na spokojnie co zrobiłaś źle, powiedział o konsekwencjach tego czynu, zwyczajnie, po ludzku, z Tobą porozmawiał?
- Nie
- Dlaczego?
- Bo wcale bym tego nie chciała, i tak o wszystko byłam ganiona, więc na pewno nie miałabym ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
I tu jest pies pogrzebany. Błąd rodziców nie wynikał z samego karania czy klapsów. Problem zaczął narastać dużo wcześniej, w momencie, kiedy rodzice odrzucili bliskość relacji z dziećmi, a na pierwszy plan wrzucili tzw. pokazanie kto tu rządzi.
Po dłuższej rozmowie, wysłuchaniu moich argumentów o bliskości, o więzi, miłości, wzajemnym szacunku, znajoma przyznała mi rację:
- Fakt, w pewnym momencie stałam się grzecznym dzieckiem. Bo się bałam.
Zostałam przez ojca zastraszona, więc w konsekwencji, wolałam siedzieć cicho i nic się nie odzywać, nie robić nic, za co mogłoby mi się oberwać. A przecież dziecko nie wie jeszcze czy to co robi jest złe.
Dokładnie!
A mimo to krzykiem, karaniem, klapsami, wielu, wielu dorosłych, pokazuje swoim dzieciom, że są nikim, że to oni, rodzice, mają nad nimi przewagę. Że dzieci nie maja prawa do własnego zdania.
A teraz zastanówmy się, czy jeśli partner na nas krzyknie, powie nam coś niemiłego czy popełni jakiś błąd, stawiamy go za karę do kąta, albo wymierzamy "liścia"?
Przemoc rodzi przemoc.
Przemoc nie wychowuje.
Kary nie uczą.
Uczą naturalne konsekwencje.
Krzykiem zastraszymy.
Nie wzbudzimy szacunku.
Nie nauczymy jak żyć.
Nauczymy dzieci jedynie tego, że są słabe. Nieporadne.
I że nie ma w domu nikogo, komu mogą ufać i na kogo mogą liczyć.
Że nikt ich nie wesprze w trudnych chwilach, nawet w tych, w których popełniły jakiś błąd i żałują.
Nie powiedzą nam o tym.
Nie powiedzą o jedynce z kartkówki.
Nie powiedzą o imprezie o przyjaciela. Po prostu na nią wyjdą.
Nie powiedzą, kiedy opuści ich przyjaciel, ani kiedy się zakochają.
Nie przyprowadzą do domu znajomych, bo będą wstydzić się "starych".
I to właśnie drogi rodzicu, będzie konsekwencja tego, jaki sposób wychowania wybrałeś.
Znajoma wychowała się w domu, gdzie były one na porządku dziennym. Kiedy któreś z dzieci coś przeskrobało, dostawało w tyłek, a potem siedziało w kącie. Wszystko w przyjemnej atmosferze krzyków. Przez dużą część rozmowy, popierała te metody.
- A nie wolałabyś, żeby Cię wtedy tata po prostu wziął na kolana, wyjaśnił na spokojnie co zrobiłaś źle, powiedział o konsekwencjach tego czynu, zwyczajnie, po ludzku, z Tobą porozmawiał?
- Nie
- Dlaczego?
- Bo wcale bym tego nie chciała, i tak o wszystko byłam ganiona, więc na pewno nie miałabym ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
I tu jest pies pogrzebany. Błąd rodziców nie wynikał z samego karania czy klapsów. Problem zaczął narastać dużo wcześniej, w momencie, kiedy rodzice odrzucili bliskość relacji z dziećmi, a na pierwszy plan wrzucili tzw. pokazanie kto tu rządzi.
Po dłuższej rozmowie, wysłuchaniu moich argumentów o bliskości, o więzi, miłości, wzajemnym szacunku, znajoma przyznała mi rację:
- Fakt, w pewnym momencie stałam się grzecznym dzieckiem. Bo się bałam.
Zostałam przez ojca zastraszona, więc w konsekwencji, wolałam siedzieć cicho i nic się nie odzywać, nie robić nic, za co mogłoby mi się oberwać. A przecież dziecko nie wie jeszcze czy to co robi jest złe.
Dokładnie!
A mimo to krzykiem, karaniem, klapsami, wielu, wielu dorosłych, pokazuje swoim dzieciom, że są nikim, że to oni, rodzice, mają nad nimi przewagę. Że dzieci nie maja prawa do własnego zdania.
A teraz zastanówmy się, czy jeśli partner na nas krzyknie, powie nam coś niemiłego czy popełni jakiś błąd, stawiamy go za karę do kąta, albo wymierzamy "liścia"?
Przemoc rodzi przemoc.
Przemoc nie wychowuje.
Kary nie uczą.
Uczą naturalne konsekwencje.
Krzykiem zastraszymy.
Nie wzbudzimy szacunku.
Nie nauczymy jak żyć.
Nauczymy dzieci jedynie tego, że są słabe. Nieporadne.
I że nie ma w domu nikogo, komu mogą ufać i na kogo mogą liczyć.
Że nikt ich nie wesprze w trudnych chwilach, nawet w tych, w których popełniły jakiś błąd i żałują.
Nie powiedzą nam o tym.
Nie powiedzą o jedynce z kartkówki.
Nie powiedzą o imprezie o przyjaciela. Po prostu na nią wyjdą.
Nie powiedzą, kiedy opuści ich przyjaciel, ani kiedy się zakochają.
Nie przyprowadzą do domu znajomych, bo będą wstydzić się "starych".
I to właśnie drogi rodzicu, będzie konsekwencja tego, jaki sposób wychowania wybrałeś.
Bardzo się cieszę, że są rodzice, którzy widzą w klapsach coś złego, zamiast twierdzić, że to tylko klaps i że czasami tylko klapsem można dziecko "usadzić". Dostaję dreszczy, kiedy słyszę z ust niektórych znajomych, że klaps jest w porządku i też pytam, czy uderzyliby kogoś dorosłego, gdyby jego zachowanie ich denerwowało. W odpowiedzi najczęściej słyszę, że to nie to samo. No pewnie, że nie – mówię wtedy - jest spora szansa, że dorosły by oddał.
OdpowiedzUsuń